piątek, 11 grudnia 2020

Pozdrowienia ze słonecznych Rowów

Czy ktoś spodziewałby się tak ostygłego tematu? Mówi się, kuć póki gorące, a ja zwlekam pół roku. Odwróćmy narrację i powiedzmy sobie, że ten post ma etykietę reserva. Już lepiej, zaczynamy. Nie oczekiwałam, że tego lata znajdę się poza granicami województwa, a już na pewno nie, że miałabym wyjechać na tak zwane wakacje. W ten sposób spędziłam bity miesiąc. Czasem trochę kręciłam się po mieście, a i jeździłam na próby, bo przecież należałam jeszcze do zespołu. Ciężko określić czym i kiedy dokładnie się zajmowałam, bo granica między wakacjami a szkołą była - w tym znamiennym roku - tak rozmyta, że od maja do sierpnia wszystko w mojej głowie to jednolita masa czasu wolnego.



Według tego, co udało mi się znaleźć w galerii telefonu, 29 lipca umówiłam się z przyjaciółką na mieście. Plan nie obejmował niczego poza przejściem spod zamku do galerii, gdzie Nestiv chciała kupić sobie kostkę do ładowarki i ołówek automatyczny, a ja wysłać kilka pocztówek. Wiele się nie zadziało, byłam tylko zmuszona wcześniej poczekać trochę w przypiekającym słońcu na ławce starając się zabić czas książką, zanim jej autobus dowlókł się do centrum. Po załatwieniu tych tak obligatoryjnych sprawunków, skierowałyśmy się w stronę Starego Miasta. Usiłując skorzystać z możliwie najdłuższych odcinków cienia, co chwilę wymieniałyśmy się butelką wody. Brak pojedynczego drzewa nie pomagał w chronieniu nas przed słońcem odbijającym się od bladych murów starych kamienic. Pomimo przeszkód, udało nam się dotrzeć do budynku, gdzie pracują nasze mamy. Kto wracałby autobusem, jeśli można zabrać się na gapę z nimi. Została nam jednak prawie godzina. Normalnie zaciągnęłabym Nestiv do lumpeksu, czy innego sklepu z rupieciami, ale obie zdążyłyśmy się już pięć razy roztopić. Z racji tego po prostu poszłyśmy na plac miejski. Posiedzieć.


To miasto ma tę zaletę, że zbudowano tam kilka lat temu fontanny. Myją się gołębie, myją się bezdomni, myją się dzieci. Na poważnie. Rodzicie zaciągają tam maluchy, normalnie przebierają je w stroje kąpielowe i pozwalają im się tam bawić. Nie wiem, prawdopodobnie nie rozumieją, że to nie basen, ale co tam. Zdjęcie w prawym dolnym rogu powyżej to tylko magia momentu i sprytnego wykadrowania. W rzeczywistości przelewają się tam tłumy ludzi wszelkiego pokroju. Wyklarowały się tam nawet pewne strefy. Fontanna, którą widzicie, to ta najpopularniejsza, ulubienica rodzin. Jeśli by się przejść odrobinę w lewo, trafimy na dłuugą ławkę. Zawsze zajęta przez emerytów. Nie zmyślam. Czy to siódma rano, czy wieczór, oni zawsze tam są.


Chodzi o to, że gdy już pożegnałyśmy, życzyłam jej miłego wyjazdu, poprosiłam ją o wysłanie mi pocztówki i rozeszłyśmy się w swoje strony, mama zapytała się mnie, czy chcę z nimi jechać. Wszystko sprowadza się do tego, że mama mojej przyjaciółki zapytała tego samego dnia o to moją, bo okazało się, że mają jedno wolne łóżko i fajnie by było, gdybym z nimi pojechała. Miał to być ich wyjazd rodzinny. Kilka rodzin, kupa dzieci. Znam Nestiv ponad 14 lat, fajnie że o mnie pomyśleli. Nie spodziewałam się tylko, że dowiem się o tym, że jadę na wycieczkę, o której wiem od pół roku, dwa dni przed faktem.

W piątek w nocy byłam już w drodze na północ Polski. Podkreślę, że długo zajmuje podróż, jeśli 3 samochody, w których łącznie znajduje się prawie dziesiątka dzieci w przedziale 1-7 lat, chcą jechać kolumną z jednego krańca kraju na drugi. Dlatego noc spędziłam w znakomitej większości na słuchawkach na granicy jawy i snu, a przez moje uszy zdążył chyba przepłynąć cały dostępny na youtubie rock psychodeliczny. O ile obudziłam się na kilka godzin nad ranem, to później spałam tak mocno, że przespałam 3 postoje. a muzyka wciąż grała. Po 10 godzinach, byliśmy w Rowach. Mała turystyczna miejscowość nad morzem, której niektórym nie muszę dłużej przedstawiać. Osobiście, był to dopiero mój drugi wyjazd nad Bałtyk (może ktoś pamięta Messge in the bottle) i pierwszy, dłuższy niż kilka godzin w Kołobrzegu.

Samo spojrzenie w niebo napawało radością. Mimo że było czyste, jedno z tych maryjkowych, nie pozwoliło przejąć słońcu przejąć całkowitej kontroli. Temperatura była bowiem idealna dzięki temu, że nasz domek od morza dzielił tylko las. Niemniej jednak, nasza reakcja nie była miarodajna dla takich okoliczności przyrody. Po znalezieniu sobie pokoju na poddaszu, który miał zostać naszym lokum na cały następny tydzień, padłyśmy na łóżka i poszłyśmy spać. Wstałyśmy lekko zdezorientowane siedem godzin później, o osiemnastej. 


Postanowiłyśmy iść ochrzcić morze. Typowo, zanim udało nam się zebrać do kupy, minęła kolejna godzina. Od wody dzieliło nas półtorej kilometra prostej drogi przez las, którą nieświadoma tego postanowiłam przebyć w japonkach. Zanim dotarłyśmy na plażę, czułam, że moje stopy zdążyły już zostać przekrojone na pół. Próbuję przypomnieć sobie teraz, czy wspominałam wam o tym, jak bardzo tego lata napaliłam się na zrobienie własnego iwan czaj. Tym samym miałam cały czas oczy dookoła głowy, węsząc cały czas w poszukiwaniu wierzbówki. I wiecie co, o ile w okolicach swojego miasta znałam tylko jedno miejsce, w którym rośnie, tutaj mieli tego od cholery. Już po pięciu minutach marszu wypatrzyłam te różowe kwiatki. Nie było ich dużo, ale nie przygasiło to mojego zachwytu ani trochę. Przygasiła mnie Nestiv. Jakimś cudem udało jej się mnie stamtąd odciągnąć i wmówić mi, że nazbieram sobie w drodze powrotnej. Zwracanie się przez nią do mnie per wariat staje się powoli równoważne z moim własnym imieniem. Kilkanaście minut paplaniny i byłyśmy na miejscu. Słońce chowało się już za horyzontem, kiedy zdjęłyśmy buty i zbiegłyśmy z wydmy na plażę. Zostałyśmy przywitane przez chłodną bryzę. Piasek wciąż był ciepły, a w ostatnich promykach przypominał bardziej impresjonistyczny obrazek jako zielonkawa plama z niebieskimi dziurami imitującymi cienie. 


Szybko pogrążyłam się w robieniu zdjęć, a Nestiv zajęła się szukaniem bursztynów. Słońce jednak nieubłagalnie chowało się. Chowało aż się schowało. Nie zaskoczy was w tym momencie brak zdjęć prawda? Dwie niedorajdy, randomowa dwójka, hipiska i jej przyjaciółka szukają drogi przez las do domu. Film. Nestiv, na wprost i dojdziemy. Którą ścieżką? Wydeptane przez turystów dróżki rozdwajały się tylko po to, żeby zaraz się potroić. Mnożyły się w oczach, niektóre łączyły ze sobą, a inne kończyły w losowych miejscach. Zaczęłam zastanawiać się, czy na pewno rzeczywiście idziemy czymś co można nazwać jeszcze ścieżką. Wszystko w świetle jakie zaoferować mógł telefon. Kurwa. Włączam nawigację. Jaki mieliśmy adres? Las niczym nie przypominał mi tych, do których jestem przyzwyczajona. Górzystych, gdzie jako punkt odniesienia można uznać jeszcze wszechobecne strome wzniesienia. Tutaj znalazłyśmy się na jednolitej, ciemnej planszy, na której ktoś poustawiał jednakowe drzewa. Nie jestem poetą. Wyobraźcie sobie, że założyliście serwer minecrafta z przyjaciółką i decydujecie się na survival. Wyszłyście na spacer przejrzeć co wam się wygenerowało na mapie w okolicy, ale - jak to zwykle w minecrafcie - gubicie się i nie możecie trafić do waszej drewnianej chatki. Co robicie? Jedna z was popełnia samobójstwo i możesz się do niej tepnąć. Tutaj po śmierci żadna z nas nie zespawnuje się koło łóżka, w którym ostatnio spała, dlatego presja znalezienia drogi powrotnej była odrobinę większa.


Dzwoni telefon. Cześć ciociu. Co robimy? Zgubiłyśmy się w lesie, ta. Oprócz utrzymywania rozmowy, próbuję iść zgodnie z wytycznymi nawigacji, powoli wyprowadzana z równowagi faktem, że osoba po drugiej stronie telefonu, myśli, że dialog ze mną da jej jakąś kontrolę nad tym co się dzieje w lesie nad morzem, a dodatkowo, dzięki temu znajdę drogę powrotną. Jeszcze bardziej irytował mnie fakt, że jak tylko się rozłączy, zaraz poniesie tę relację w całą rodzinę. Naprawdę, wystarczyło dać mi w spokoju iść z googlem, ale histeria i szukanie problemów leży w jej naturze. Dlatego pożegnałam się i wtedy rozległ się krzyk Nestiv. Jezu! Myślałam, że ten krzak to jakaś osoba.

Przedarłyśmy się do końca lasu i trafiłyśmy na ścianę płotów domków letniskowych. Pozostało tylko znaleźć między nimi przejście żeby dotrzeć do głównej ulicy. To też trochę nam zajęło, ale w końcu znalazłyśmy się na osiedlu i już z wewnętrznym spokojem znalazłyśmy nasz domek. O dziwo, nikt nas po drodze nie zabił.

Wiadomo, mama Nestiv była trochę zaniepokojona tym incydentem. Tak po prostu zgubić pierwszego dnia wyjazdu córkę swojej koleżanki z pracy, a przy okazji i swoją własną? Niefajnie. Generalnie wszyscy przyjęli to ze spokojem, ale powiem wam tylko tyle, nikt nie był tak zaniepokojony, jak moja ciocia, która pofatygowała zadzwonić do mnie drugi raz i mnie opierdolić.

Reszta wieczoru upłynęła nam na planszówkach zakrapianych kulturalną puszką piwa, której Nestiv nie omieszkała mi wypominać, twierdząc, że po jej wypiciu umrę. Wytrwałych proszę o ośmiorniczkę w komentarzu, jako feedback, że ktoś do tego momentu dotrwał.

To koniec pierwszego dnia pobytu nad morzem. Postanowiłam nie opisywać wszystkiego na raz, ze względu na długość, jaką mógłby zająć opis tygodniowego pobytu w Rowach i dylemat, czy ktoś ma ochotę takie opowiastki połączone ze zdjęciami czytać. Was, moich krytyków proszę o recenzję. Ja lubię opowiadać, wychodzi mi to różnie, ale nie wiem czy znajdzie się chociaż jedna zainteresowana czytaniem tego duszyczka. Pozdrawiam was kochani serdecznie, papa.

Hippie


4 komentarze:

  1. Uwielbiam Twoje posty z takimi relacjami. <3 Aż się wciągnęłam. Czekam na więcej, mnóstwo razy Ci pisałam, że masz świetny styl. 🐙

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejuu, dziękuję ci bardzo :3 i cieszę się, że przeczytałaś do końca 💙

      Usuń
  2. post przeczytałam od razu po opublikowaniu, ale zapomniałam zostawić komentarza ;__; dobrze, że akurat błądziłam po błogo sferze, bo bym się w ogóle nie zorientowała

    Ogromnie wciągnęłam się w tą notkę! Może to dlatego, że (jak pewnie wiesz) mam ogromny sentyment do tej małej miejscowości <3

    Jejciu poczułam klimat spaceru po tym lesie... Teraz sobie zdałam sprawę jak bardzo barkuje mi tego miejsca...

    Podsumowując - post jak zawsze przecudowny i czekam na kolejne relacje! ❤️ no i bym zapomniała - 🐙

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że post się podobał, naprawdę jakoś długo zajęło mi kondensowanie tego jednego dnia w tekście XD
      ten las jest mega, a jagody w nim mmm

      Usuń